cie nie iść do roboty — nikt ci i słowa nie powie, ale za tę wolność możesz z głodu umrzeć i ty i żona twoja i dzieci twoje, a nie będziesz miał czem zapłacić podatków, to i chudoba cała pójdzie na marne. A podatków wiecie co ponakładali zaraz po uwłaszczeniu. Mieliśmy ci za pańszczyzny ciężary, darmochy i odrobki, dziś musimy 10, 15 abo i 30 rubli na podatki oddawać. — 30 rubli, 200 złotych — a zkąd ich wziąć? juźci z ziemi nie dostaniesz, nie przedaż zboża, bo ci go samemu nieraz na chleb braknie na przednowku, nieraz od wielkiej nocy chleba musisz dla siebie kupić, bo ziemi mało — nie starczy. Musisz tedy iść na zarobek, musisz na te dwieście złotych sto dni z roku pracować innym, aby tylko wyżyć, aby podatki zapłacić.
„Prawda, powiedziałem trochę pomyślawszy. Okrutną biedę sprowadza to straszne ździerstwo, — podatek, jak go nazywają. Nie ma co gadać — jak tak dalej pójdzie, to przyjdzie nam, chyba gromadą całą iść z torbami po świecie. Niczego nigdy w swoim czasie nie przedaż, a i to jeszcze za psie pieniądze, aby tylko od egzekucyi się wykupić.
A lichwiarze i zdzierusy tylko patrzą jak te kruki, jakby z nas żywych krew wysysać. Sprzedasz chudobę jesienią za grosz, a na wiosnę u tego samego handlarza i za rubla nie kupisz. Ot tak to i dorobisz się czego!
A nie daj Boże pożyczysz od kogo pieniędzy, to i za całe życie nie wypłacisz — trzy skóry z ciebie lichwiarz zdejmie.»
— A ziemi, czy to nam dużo nadali, dodał Bartek. Kto uprawiał trochę więcej ziemi, abo ze sprzężajem na pańszczyznę chodził, to i dostał cokolwiek, a kto nic nie miał, to i nic nie dostał. A ziemia jeszcze taka, co się nieraz i patrzeć na nią nie chce. Wyrodzona, jałowa — czasami to i ziarna nie wróci. A dobytek musiałeś sprzedać na podatki, gnoju nie ma, nie ma czem pornądnie uprawić. Przyjdą żniwa — u pana niwa aż się kołysze złotem żytkiem, a u ciebie często chwast i słoma na polu. Nie jeden przez to rzuci i chatę i ziemię, żonę i dzieci i pójdzie w świat, gdzie oczy poniosą.
— To ponoć los nas wszystkich, przerwał Szymon, kto uczciwie na swoim zagonie pracuje, nie skupuje gruntów po licytacyjach, nie trudni się lichwą i cudzą krzywdą się nie zbogaca, ten pierwej czy później, on albo jego dzieci, będzie musiał oddać swój kawałek ziemi, tę naszą najdroższą krwawicę na pastwę rządowi albo lichwiarzom. Tak bracia mili! Kupcy,
Strona:PL Dickstein Szymon - Ojciec Szymon 1882.pdf/15
Ta strona została przepisana.