służba popłaca; chłopska — to inna rzecz: wiadomo jak nagradza wysłużonych żołnierzy, po 20 groszy dziennie przeznacza!
Tak to, widzicie, cesarz, urzędniki i panowie rozporządzają naszemi pieniędzmi. I synów swoich uczą, jedzą piją, dwory i pałace budują i wszystko robią, co tylko sami zechcą, jednem słowem naszem mieniem, jak swojem własnem rozporządzają.
— «A pewno jak swojem własnem. Powiedzcie mi jednak, ile też dla prostego ludu idzie z tego wszystkiego.»
— Dla prostego ludu? a to z kąd? Chłopa rzecz płacić, a zypytać, gdzie marnują jego pieniądze niema on prawa. Niechaj będzie rad, że biorą jego pieniądze, że za nie car i bogacze, kupcy i oficery jedzą, piją i hulają, wiele im się tylko podoba.
«No, a może choć coniebądź na naszą dolę wypadnie?» zapytałem.
— Co niebądź! krzyknął na mnie Szymon. A ot chyba tyle co tych 760 tysięcy na szkoły ludowe. A co, bardzo wiele? Na cesarza 16 milijonów, na żołnierzy 200 milijonów, na na nasze szkółki 760 tysięcy! Na śmiech to i kwita. Ale tego właśnie potrzeba, bo nie daj im Boże, jakby chłop się oświecił i zechciał swym własnym żyć rozumem!
Słuchali wszyscy Szymona, nikt i słowa nie wymówił.
— Tak to bracia moi, ciagnął dalej Szymon. Pracujem całe życie, chwili jednej nie mamy odpoczynku. Płaczesz w biedzie, nocy nie dośpisz, kęsa chleba nie dojesz, a wszystko dlaczego? — aby podatki zapłacić. A dla kogo? za co? Za pieniądze nasze car pije, weseli się, urzędniki i panowie żyją, kupcy i żydzi się bogacą; za nasze pieniądze wojsko trzymają z naszych braci i synów: aby za nasze dobro bić nas i krwią się naszą nasycać! Oj dolo, dolo nasza ciężka i nigdyż ty lepszą nie będziesz?!.. Powstał Szymon, nacisnął czapkę na uszy. — A coż bracia pójdziemy, już późno. Wstaliśmy wszyscy, wzięli czapki i wyszli. Na dworze ciemno i smutno i w duszy smutno, a ciężkie myśli roiły się po gławach.
— Czegożeście posmutnieli, odezwał się Szymon, kiedyśmy odeszli trochę od karczmy. Źle nam, bo źle żyć na świecie, ale tak wiecznie być nie może: przyjdzie czas, że zbudzi się nasz lud, zrzuci z bark swoich te pijawki, co krew naszą wysysają i będziem żyli szczęśliwie. Tylko aby nie było wtedy bogaczów i panów między nami, bo zawsze tak było i będzie, że kto bogaty i ma siłę, ten od podatków wolny i cały ciężar zwala na ubogich. Pamiętajcie to dobrze!
Długo, długo myślałem ja nad tem wszystkiem, co Szymon mówił. Nieraz umyślniem zaszedł do chaty jego wieczorem,