«Gdyby koń o swej sile wiedział, Żadenby na nim jeździeć nie dosiedział.» |
Na samym końcu wsi naszej tuż pod lasem stoi obszerna chata ze słomianym poczerniałym od starości dachem, a spytajcie kogo chcecie we wsi: czyja to chałupa, wnet wam odpowie, że to Ojca Szymona. Tak tu wszyscy we wsi nazywamy jednego z gospodarzy, bo człek taki poczciwy taki dobry i szczery dla każdego jak Ojciec prawdziwy, a przytem taki mądry, że o co tylko go zapytasz, na wszystko da ci odpowiedź; i słowo rozumne powie i każdą robotę do ładu doprowadzi.
Jużci co prawda miał się on gdzie nauczyć. Jeszcze chłopakiem chodził do wiejskiej szkoły, potem i sam pono był nauczycielem, gdy jednak chciał uczciwie uczyć dzieciaki, nie tak jak mu kazali, nie podobał się rządowi i wyrzucili go z miejsca. Tułał się potem lat parę po różnych końcach naszej ziemicy, mówią, że dalej jeszcze bywał, po różnych fabrykach pracował, dowiedziawszy się zaś o śmierci ojca wrócił do domu i lat już dziesięć siedzi między nami na ojcowiźnie.
Okrutnie lubi on książki — jak jeno jaką książkę gdzie zobaczy, zaraz ją bierze i czyta. Jeźli zła jaka, nieprawdę i bajki głupie opisuje, to ją rzuci pod ławę i nie zajrzy więcej, a gdy dobra, szczerą prawdę w niej znajdzie, to bywało sam najprzód przeczyta, a potem i drugim daje, abo sam czyta im na głos przy niedzieli lub święcie, aby się prawdy uczyli, aby im oczy się otwierały. Nieraz gdy czyta książkę, a spytasz go: a co tam Ojcze Szymonie w tej książce napisano, to powie ci wszystko tak prosto i jasno jakby na dłoni wyłożył. — Nie dziwota więc, że wszyscy lubili Szymona za jego rozum i poczciwą, a szczerą duszę.
Nieraz i nie dwa zdarzyło nam się gawędzić z nim o doli naszej wieśniaczej, o naszym gorzkim żywocie. Jednej takiej