Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/110

Ta strona została uwierzytelniona.

b. — Zrozumiałeś mnie. Wszędzie gdzie jest lutnia, są i struny. Dopóki naturalne popędy będą podlegały fałszerstwu, spodziewaj się spotkać niegodziwe kobiety.
a. — Jak pani Reymer.
b. — Okrutnych mężczyzn.
a. — Jak Gardeil.
b. — I ludzi nieszczęśliwych bez żadnej przyczyny.
a. — Jak Tanié, panna de la Chaux, kawaler Desroches i pani de la Carlière. To pewna, iż napróżno szukałoby się w Otaiti przykładów podobnego zepsucia jak u dwojga pierwszych i podobnego nieszczęścia jak u tamtych trojga. Cóż tedy uczynimy? Wrócimy do natury? Czy poddamy się prawom?
b. — Będziemy przemawiali przeciw niedorzecznym prawom póty, póki nie uzyskamy ich naprawy; zanim to zaś nastąpi, będziemy im posłuszni. Ten, który, mocą własnej powagi, narusza złe prawo, uprawnia każdego innego do naruszenia dobrych. Mniej przedstawia niebezpieczeństw być szalonym z szaleńcami, niż być rozsądnym samemu. Powtarzajmy to samym sobie, krzyczmy bezustanku, iż przywiązano wstyd, karę i hańbę do uczynków niewinnych w swojem założeniu; ale nie popełniajmy ich, ponieważ wstyd, kara i hańba są największemi ze wszystkich nieszczęść. Naśladujmy dobrego kapelana, który był mnichem we Francyi, dzikim w Otaiti.
a. — Radzisz tedy wdziewać habit kraju do którego się jedzie, a zachować habit kraju w którym się jest.
b. — A zwłaszcza być uczciwym i szczerym aż do ostatnich granic w odniesieniu do kruchych istot,