Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

„Panie Diderot, rzekł do ojca, spojrzawszy dokoła czy nikt więcej nie może słyszeć; uczciwość pańska i rozum sprowadziły mnie do tego domu; rad jestem iż zastałem tu tych panów, którym może nie mam zaszczytu być znanym, ale których znam wszystkich. Ksiądz, prawnik, uczony, filozof i zacny człowiek! Byłby to dziwny traf, gdybym, wśród tych osób tak różnorodnego stanu, a wszystkich jednako światłych i jednako sprawiedliwych, nie znalazł rady której potrzebuję.
Następnie, kapelusznik dodał: „Przyrzeknijcie mi panowie przedewszystkiem zachować w tajemnicy mą sprawę, bez względu na to co uznam za właściwe uczynić.
Przyrzekliśmy, zaczem ciągnął dalej.
„Nie mam dzieci, nie miałem ich z ostatniej żony, którą straciłem blizko przed dwoma tygodniami. Od tego czasu, nie żyję poprostu; nie mogę ani pić, ani jeść, ani pracować, ani spać. Wstaję, ubieram się, wychodzę i błąkam się po mieście żarty głęboką zgryzotą. Pielęgnowałem żonę w chorobie przez ośmnaście lat; otoczyłem ją wszystkiemi staraniami jakie zależały odemnie i jakich wymagało jej smutne położenie. Wydatki, które dla niej poniosłem, pochłonęły owoce naszego skromnego mienia i mojej pracy, zostawiły mnie przygniecionego długami. Znalazłem się, po jej śmierci, wyczerpany znużeniem, zmarnowawszy młodość; byłbym, jednem słowem, w tym samym punkcie co w chwili kiedym rozpoczynał rzemiosło, gdybym przestrzegał praw i gdybym oddał w ręce dalekich krewnych należną cząstkę tego co