Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/186

Ta strona została uwierzytelniona.

krudeli. — Czemużby nie, o ile ten wierzący byłby, zarazem, uczciwym człowiekiem?
marszałkowa. — I stosuje pan te poglądy w życiu?
krudeli. — Jak umiem najlepiej.
marszałkowa. — Jakto, nie kradniesz pan, nie zabijasz, nie grabisz?
krudeli. — Bardzo rzadko.
marszałkowa. — Cóż pan tedy zyskujesz na tem że w nic nie wierzysz?
krudeli. — Nic a nic, pani marszałkowo; czyż wierzy się dlatego, aby na tem coś zyskać?
marszałkowa. — Nie wiem; ale korzyść osobista nic nie zawadzi, nawet w takich sprawach.
krudeli. — Przykro mi to nieco, ze względu na nasz biedny rodzaj ludzki. Nie przydaje nam to zaszczytu.
marszałkowa. — Więc pan w istocie nie kradnie?
krudeli. — Nie, na honor.
marszałkowa. — Jeżeli pan nie jesteś złodziejem ani mordercą, przyznaj, w takim razie, że nie jesteś konsekwentny.
krudeli. — Dlaczego?
marszałkowa. — Bo mnie się wydaje, iż, gdybym się nie spodziewała ani nie lękała niczego po śmierci, nie odmawiałabym sobie, dopóki żyję na świecie, różnych drobnych przyjemności. Wyznaję, że pożyczam panu Bogu na procent.
krudeli. — Tak pani myśli?
marszałkowa. — Nie myślę: to fakt.
krudeli. — A wolno zapytać, co to za rzeczy, na któreby sobie pani pozwalała, gdybyś nie wierzyła?
marszałkowa. — O, nie! to tajemnica spowiedzi.