Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/187

Ta strona została uwierzytelniona.

krudeli. — Co do mnie, umieszczam mój kapitał na dożywocie.
marszałkowa. — To ucieczka nędzarzy.
krudeli. — Wolałaby mnie pani widzieć lichwiarzem?
marszałkowa. — Ależ tak; pan Bóg nie boi się lichwy: niema obawy aby się go zrujnowało. Wiem dobrze, że to nie zbyt ładnie, ale o cóż chodzi? Skoro rzecz w tem, aby sobie zdobyć niebo, zręcznością lub siłą, trzeba wszystko brać w rachubę, nie lekceważyć najmniejszej korzyści. Och, daremniebyśmy się silili, stawka nasza będzie zawsze licha w porównaniu do zysku jakiego się spodziewamy. A pan, panie Krudeli, czy się pan niczego nie spodziewa?
krudeli. — Niczego.
marszałkowa. — To smutne. Przyznaj pan tedy, że jesteś bardzo zły, albo bardzo szalony?
krudeli. — Doprawdy, nie mogę, pani marszałkowo.
marszałkowa. — Jaką przyczynę może mieć niedowiarek aby być dobrym, o ile nie jest szalony? Chciałabym bardzo wiedzieć.
krudeli. — Powiem pani.
marszałkowa. — Bardzo będę wdzięczna.
krudeli. — Czy nie myśli pani, iż człowiek może przyjść na świat z tak szczęśliwą naturą, iż znajduje wielką przyjemność w czynieniu dobrego?
marszałkowa. — Owszem.
krudeli. — Że może otrzymać doskonałe wychowanie, które wzmacnia wrodzony pęd do dobroczynności?