Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/195

Ta strona została uwierzytelniona.

krudeli. — Ubrana jak zazwyczaj. Uśmiechnąłem się, ona się uśmiechnęła, i minęliśmy się nie zamieniwszy słowa. Pani marszałkowo, uczciwa kobieta! chrześcijanka! osoba nabożna! Po tym przykładzie, oraz stu innych tego samego rodzaju, jakiż mogę przyznać religii rzeczywisty wpływ na obyczaje? Prawie żaden, i temci lepiej.
marszałkowa. — Jakto, tem lepiej?
krudeli. — Tak, pani; gdyby dwudziestu tysiącom mieszkańców Paryża wpadło do głowy ściśle się stosować do kazania na Górze...
marszałkowa. — Więc cóż, byłoby kilka ładnych biustów szczelniej zasłoniętych.
krudeli. — I tylu obłąkanych, iż naczelnik policyi nie wiedziałby co z nimi począć: wszystkie domy waryatów nie wystarczyłyby dla nich. Istnieją, w natchnionych księgach, dwie moralności: jedna ogólna i wspólna wszystkim narodom, wszystkim wyznaniom, której mniej więcej przestrzegamy; druga, swoista dla każdego narodu i każdego wyznania, w którą ludzie wierzą, którą głoszą w świątyniach, zalecają w domach, a której nie przestrzegają zgoła.
marszałkowa. — I skąd ta sprzeczność?
krudeli. — Stąd, iż niepodobieństwem jest poddać całe społeczeństwo regule, odpowiadającej jedynie kilku melancholicznym osobnikom, którzy wzorowali ją na swoim charakterze. Z religiami jest tak jak z instytucyami zakonnemi, które wszystkie rozluźniają się z czasem. Są to szaleństwa, które nie mogą długo ostać się przeciw stałemu działaniu natury, sprowadzającej nas do swego prawa. Sprawcie, aby dobro