Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/75

Ta strona została uwierzytelniona.

Dobry kapelan powiadał, iż ściskała go za ręce, wlepiała w jego oczy wymowne i wzruszające spojrzenia, płakała; że ojciec, matka i siostry oddalili się, że został z nią sam na sam, i że, powtarzając: „Ależ moja religia, ależ mój stan“, znalazł się nazajutrz na posłaniu obok tej młodej dziewczyny, która obsypywała go pieszczotami i zapraszała ojca, matkę i siostry, skoro zbliżyli się rano do ich łoża, aby dołączyli do jej wdzięczności swoje dziękczynienia.
Asto i Palli, oddaliwszy się na chwilę, wróciły, niosąc krajowe potrawy, napoje i owoce; uścisnęły siostrę i składały jej życzenia. Spożyli śniadanie wszyscy razem; poczem Oru, zostawszy sam z kapelanem, rzekł:
— Widzę, iż córka rada jest z ciebie, i dziękuję ci. Ale czy mógłbyś mnie pouczyć, co znaczy słowo religia, które powtarzałeś tyle razy i z taką boleścią?
Kapelan, podumawszy chwilę, odpowiedział:
— Kto uczynił twoją chatę i sprzęty które się w niej mieszczą?
oru. — Ja sam.
kapelan. — Otóż, my wierzymy, że ten świat i wszystko co zawiera jest dziełem niejakiego robotnika.
oru. — Ma zatem nogi, ręce i głowę?
kapelan. — Nie.
oru. — Gdzież on mieszka?
kapelan. — Wszędzie.
oru. — Tu także?