Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

a. — Mimo iż nieco przybrane po europejsku.
b. — Nie wątpię o tem.

Tutaj, dobry kapelan skarży się, iż krótkość pobytu w Otaiti nie pozwoliła mu lepiej poznać obyczajów tego narodu, dość roztropnego aby, z własnego instynktu, zatrzymać się na mierności, lub też dość szczęśliwego aby zamieszkiwać klimat którego żyzność pozwala mu trwać w błogosławionem uśpieniu; dość czynnego aby zabezpieczyć się co do koniecznych potrzeb życia, a dość obojętnego aby jego niewinność, spokój, i szczęśliwość nie potrzebowały się obawiać zbyt szybkiego postępu wiedzy. Nic tam, w mniemaniu i w prawach, nie było złem, prócz tego co było złem wedle natury. Prac i zbiorów dokonywano wspólnie. Pojęcie słowa własność było tam bardzo ciasne; uczucie miłości, sprowadzone do prostego fizycznego łaknienia, nie rodziło żadnego z właściwych nam zaburzeń. Cała wyspa przedstawiała obraz jednej szczęśliwej rodziny; chaty, to były niby poszczególne apartamenty naszych pałaców. Kończąc, kapelan zaręcza, że ci Otaiczycy zawsze mu będą przytomni w pamięci; nieraz, wręcz doznawał pokusy aby porzucić swoje szaty i spędzić resztę dni między nimi; a obawia się, iż niejeden raz przyjdzie mu żałować że tego nie uczynił.

a. — Niezależnie od tej pochwały, jakież użyteczne wnioski możnaby wydobyć z dziwacznych zwyczajów i obyczajów tego pierwotnego ludu?
b. — Co do mnie, widzę jasno, iż, skoro nie-