uprzejmie i zbliżającego się do konia, żeby strzemię potrzymać, Don Kiszot, biorący go za gubernatora zamku, zsiadł z Rosynanta poważnie, choć nie bez trudności, bo mu żelazna zbroja przeszkadzała, a głód i znużenie zwątliły jego rzeźkość. Rosynant także omal nie upadał z głodu i utrudzenia.
Zsiadając, Don Kiszot zalecił gospodarzowi największą troskliwość o swoje nieporównane zwierzę. Gospodarz słuchał tego polecenia ze śmiechem i spoglądał niedowierzająco na zapadłe boki szkapiny, wreszcie odprowadził litościwie Rosynanta do stajni.
Przez ten czas dziewczyny zbliżyły się do jeźdźca i pomagały mu rozdziać zbroję. Ale z hełmem nie mogły sobie poradzić. Był on przywiązany do szyi tak mocno, że chyba trzebaby było porozcinać węzły zielonego sznura, na co Don Kiszot zgodzić się nie chciał. Oświadczył nakoniec, że swego szyszaka wcale z głowy nie zdejmie i nawet spać w nim będzie.
Nakoniec dobrze wygłodniały zasiadł w hełmie do stołu. Dzień był postny, podano tylko rybki drobne, suche i przypalone, a do nich chleb razowy, czarny i nadpleśniały. Don Kiszot jednak nie wybredzał, gotów był zjeść rybki z ościami i chlebem zagryzać. Cóż, kiedy nieszczęsna przyłbica nie dawała mu należycie otworzyć ust i malut-
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.