Własny głos tyle mu dodał zapału, że gdyby pasterze mułów całego świata na niego napadli, nie cofnąłby się przed niemi.
Towarzysze pobitych obrzucili Don Kiszota gradem kamieni. On zasłaniał się tarczą, ale z miejsca nie ustępował i ciągle pilnował swej zbroi, aż wdał się w tę sprawę oberżysta, ułagodził mulników i przypomniał im to, co opowiadał o szaleństwie Don Kiszota, któremu, jako człowiekowi, mającemu źle w głowie, należy się pobłażanie.
Don Kiszot oburzył się straszliwie, groził, że wszystkich zmiażdży, ale mulnicy, już uspokojeni, zabrali rannych i odeszli. Gospodarz zaś, któremu już naprzykrzyła się ta historja, postanowił ją skończyć czemprędzej.
Przeprosił więc grzecznie Don Kiszota za grubijaństwo tych ludzi i powiedział.
— Dowody pańskiego męstwa są dostateczne. Chodzisz pan już cztery godziny na straży, a wystarczyłyby dwie godziny. Teraz więc pod gołem niebem, zanim słońce wzejdzie, przyjmij należną nagrodę swego męstwa.
To powiedziawszy, przyniósł z szynkowni wielką księgę, w której zapisywał należności, przyprowadził z sobą chłopaka, trzymającego ogarek łojówki, znalazły się też i obie dziewczyny.
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/028
Ta strona została uwierzytelniona.