dła, rozciągnął się w sąsiednim rowie jak długi, włócznia i tarcza wypadły mu z rąk, a choć usiłował powstać, nie mógł tego dokazać.
— Stójcie, tchórze, jeśli wam nie brak odwagi! — wołał z ziemi. — Nie ja, lecz koń mój winien, że leżę!
Nagle mulnik pochwycił włócznię nieboraka, złamał ją na kilka kawałków i zaczął niemi okładać leżącego. Z włóczni zostały tylko drzazgi. Po tej doraźnej karze cała gromada odjechała, pozostawiając Don Kiszota leżącego bezwładnie, złorzeczącego i jęczącego. Jeżeli poprzednio wstać nie mógł, teraz jeszcze ciężej mu było ruszać się.
Leżąc, rozmyślał, co też w jego księgach tak bohatersko opisani rycerze robili w podobnych wypadkach?
DON KISZOT ZNAJDUJE SOBIE GIERMKA.
Bezwładny Don Kiszot przeleżał kilka godzin obok swego Rosynanta. Szczęściem znajomy chłop z jego wsi przechodził tamtędy i spostrzegł biedaka. Ulitowawszy się, zeszedł do niego z pomocą, podniósł przyłbicę, rękawem obtarł mu twarz zabłoconą i wtedy dopiero go poznał.