tecznego człowieka w tak opłakanym stanie». Późnym wieczorem dopiero zapukali do mieszkania Don Kiszota.
Trafili na wielkie zamieszanie i desperację. Gospodyni lamentowała, że pan gdzieś uciekł, bo «pewnikiem te nieszczęśliwe książki przewróciły mu w głowie».
— Od dwóch dni go niema w domu! — wołała, skarżąc się przed proboszczem i cyrulikiem, którzy przyszli po wiadomości o swoim dawnym znajomym. — Zabrał też swego konia i zbroję. Co to z tego wyniknie!
— Całe dnie i noce spędzał nad książkami — skarżyła się siostrzenica — kiedy się naczytał, to brał włócznię i kłuł ściany, aż mu pot strugami ociekał z czoła. Krople potu wydawały mu się krwią, którą przelewał, walcząc z wielkoludami. A kiedy już był zupełnie zmęczony i kiedy go kubkiem świeżej wody orzeźwiłam i uspokoiłam, to wyobrażał sobie, że potężny czarownik przyniósł mu napój orzeźwiający. Czemuż ja, nieszczęśliwa, pierwej nie dałam panom znać o tych napadach?!
— Precz z temi zgubnemi książkami! — zawołał proboszcz. Zniszczyć je trzeba, żeby kto inny jeszcze nie stracił od nich rozumu. Dobra książka to lekarstwo, ale zła jest trucizną.
Wtem rozległo się pukanie. Otwarto drzwi
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.