każę sobie żelazną przyłbicę dorobić. Tymczasem i tak ją włożę na głowę zamiast starego szyszaka, który niemało już ucierpiał w dotychczasowych potyczkach.
— Szczególniej z temi pastuchami — mruknął Sanczo.
Na szczęście rycerz zanadto był uradowany zdobyczą, żeby na ten żart zwrócić uwagę.
— To i osła zabierzemy? — rzekł Sanczo.
— A, nie godzi się łupić zwyciężonego. Zostaw mu jego konia. Pan jego powróci tu z pewnością.
— Ale na kulbaki mogę się pomieniać. Ta, na której siedział ów rycerz, jest daleko lepsza.
— Możesz się na siodła pomieniać, bo nie czytałem w książkach rycerskich żadnej o tem wzmianki, więc zapewne to nie jest wzbronione.
ZBRODNIARZE.
Pojechali dalej. Wtem Don Kiszot, zawsze żądny przygód rycerskich, zauważył na drodze dwunastu ludzi okutych w kajdany, których prowadzili dwaj uzbrojeni dozorcy. Wnet rycerz poczuł w sobie chętkę osobo-