Mniemana królewna Mikomikonu dowiedziała się o przygodzie z kryminalistami od proboczcza[1] i cyrulika, im zaś opowiedział o niej Sanczo Pansa. Będąc wesołą i dowcipną, skorzystała z tej wiadomości, żeby rycerza kłopotu nabawić i ubawiła się, słysząc, jak wytłómaczył swój postępek. Żart swój posunęła jeszcze dalej.
— Może tu zachodzi pomyłka — powiedziała — może pan nie jesteś tym samym, do którego się wybrałam z takiem niebezpieczeństwem. Ojciec mój powiedział, że rycerz, który ma mnie ocalić, łatwy jest do poznania po brodawce, którą ma na prawej łopatce i z której wyrasta pęk szczeciny jakby u dzika.
— To właśnie tylko mój pan — zawołał Sanczo — ma brodawkę na lewej łopatce.
Don Kiszot już chciał się rozdziewać, żeby obecni mogli sprawdzić tę ważną okoliczność, ale królewna Mikomikonu powiedziała.
— Nie zadawaj sobie trudu, szlachetny rycerzu. Wystarcza mi świadectwo tego poczciwego człowieka i tożsamość imienia i stanu. Więc zwyciężysz, nieustraszony rycerzu, wielkoluda Pandafilando? O, dzięki ci stokrotne!
Chciała Don Kiszota pocałować w rękę, ale grzeczny rycerz nie pozwolił na to i sam jej rękę ucałował. Zaraz też wszyscy wyru-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – proboszcza.