Lew popatrzył również na swego przeciwnika, potem odwrócił się do niego tyłem i znowu się położył.
— Wypędźcie go z klatki! zawołał Don Kiszot — Nie odejdę, dopóki nie wyjdzie!
— Tego nie zrobię — odparł dozorca — lew rozszarpałby mnie pierwszego! Poprzestań, rycerzu, na tem, że się odważyłeś, na co by nikt inny się nie odważył. Nie trzeba dwa razy losu kusić. Sława pańska urosła, waleczności swojej pan dowiodłeś. Kiedy przeciwnik odwraca się od walki, to sam uznaje swoją niższość. Pan jesteś zwycięzcą.
— To prawda — potwierdził Don Kiszot. — Więc proszę zamknąć klatkę i dać mi na piśmie poświadczenie mego czynu.
Zawołał giermka i owego przechodnia, którzy oglądali rycerza i zdumiewali się, że wyszedł bez szwanku z takiego niebezpieczeństwa. Dozorca napisał Don Kiszotowi żądane świadectwo niezrównanej odwagi i waleczności, poczem zaprzągł muły napowrót do wozu.
Don Kiszot dał mu parę sztuk złotych pieniędzy za stratę czasu, a dozorca oświadczył, że całemu światu opowiadać będzie o tej przygodzie. Niech wszyscy wiedzą, że najsilniejszy lew na sam widok rycerza wtulił się w najdalszy kąt swej klatki i że tylko wobec usilnych nalegań, żeby zwierzęcia
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.