Giermek otrzymał rozkaz, aby zaraz podjechał i pozdrowił myśliwców od swego pana.
Kiedy oznajmił, że przemawia w imieniu Don Kiszota, nieznajomi kazali mu zaprosić rycerza.
Towarzystwo było wesołe. Młody książę, jego piękna żona, jak również panowie z niemi polujący słyszeli już o dziwactwach rycerza z Manczy i o jego giermku, radzi więc byli, że im się zdarza sposobność poznać tych obu ludzi osobiście i zabawić się ich śmiesznościami.
Powitanie zepsuło się trochę skutkiem drobnej przygody: jakiś złośliwy czarownik splątał nogi Sanczy, który zamiast zeskoczyć zręcznie, upadł na ziemię głową na dół. Don Kiszot myślał, że Sanczo trzyma jego strzemię jak zwykle, kiedy zsiadał z Rosynanta, i przewrócił się także. Obydwom dopomożono do wstania, jednakże ten mały wypadek skwasił ich trochę z początku. Rozpogodzili się wkrótce, gdy książę i księżna zaczęli rozmawiać z niemi bardzo uprzejmie i zaprosili ich do swego pałacu.