— Byłybyśmy wolały śmierć ponieść, aniżeli widzieć nasze twarze tak potwornie zmienione. Jakby na większe urągowisko, okrutny czarownik obwieścił, że jeśli my teraz, zeszpecone, znajdziemy tak szlachetnego rycerza, żeby się za nami ujął i odważył się stanąć z tym strasznym czarownikiem do walki, to odzyskamy naszą dawną urodę.
— Gdzież więc można się z nim zmierzyć? — zapytał Don Kiszot,
Mieszka w mojej majętności hrabiowskiej, o pięć tysięcy mil stąd — odpowiedziała hrabina Tryfaldi. My, nieszczęśliwe, przebyłyśmy pieszo tę drogę, gdyż sława mężnego Don Kiszota obiegła świat cały i obudziła w nas ufność, że tylko rycerz z Manczy będzie tak wspaniałomyślny i ujmie się za naszą krzywdą. Ale czarownik powiedział nam na odchodnem, że choćby rycerz mieszkał jak najdalej, a zgodził się na walkę, to przyśle po niego konia napowietrznego, Jednorożca Drewnianego, na którym rycerz i jego giermek bardzo prędko przyjadą. Tego konia zrobił sławny czarodziej Merlin. Koniowi z czoła wyrasta róg, a na jego grzbiecie jest miejsce właśnie dla dwóch jeźdźców. Jeden z nich powinien kręcić róg, wyrastający koniowi z czoła i wtenczas wierzchowiec czarodziejski wzlatuje w górę
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.