W tejże chwili hrabina i jej towarzyszki opuściły ogród, a służba ukryła mieszki i niedopalone części słomy. Książę i wszyscy obecni legli na murawie, niby w omdleniu.
Rycerz podniósł się pierwszy, a za nim giermek. Obaj zrzucili przepaski z oczów, i rycerz ujrzał zawieszony na wysokiej tyczce papier, na którym złotemi literami wypisane były wyrazy:
«Sławny na świat cały Don Kiszot z Manczy, rycerz Lwi, odwagą swoją przywrócił urodę hrabicie Tryfaldi i jej towarzyszkom. Majętność hrabiny znowu do niej należy. Skoro tylko Sanczo Pansa dopełni swego przyrzeczenia, Dulcynea z Tobozo także będzie odczarowana.
Sanczo zobaczył ze zdziwieniem i zwrócił uwagę rycerza na to, że obaj napowrót są w tym samym ogrodzie, z którego wyjechali, tylko jacyś ludzie leżą tu na trawie.
Don Kiszot zbliżył się do nich. Spogląda, a tu leży książę, który najpierw oczy otworzył, niby do przytomności wracając z omdlenia. Za nim powstali inni. Wszyscy serdecznie winszowali rycerzowi tej odwagi niepospolitej.
— Gdzież jest ta hrabina Tryfaldi i jej kobiety? — zapytał Sanczo.