się nie znał na prowadzeniu wojen i staczaniu bitew.
— Poślijcie po rycerza Don Kiszota! — wołał. — Walka jest jego rzemiosłem!
Ale zgromadzeni odrzekli, że bić się będą z ochotą, byleby przewodniczył im Sanczo, do którego mają zaufanie, i żądali, żeby się uzbroił.
Przynieśli dwie ogromne tarcze, obłożyli go niemi w ten sposób, że jedną miał z przodu, drugą z tyłu, i ścisnęli temi tarczami tak mocno, że Sanczo kroku postąpić nie mógł; do ręki podali mu oszczep. Zamieszanie rosło z każdą chwilą. Tłoczono się i popychano wśród ciemności nocnych.
Sanczo zebrał wszystkie siły, żeby postąpić z miejsca, ale pośród rozruchu upadł i nie był w stanie podnieść się, leżał więc, jak żółw zamknięty w skorupie. Całe gromady ludzi przebiegały po nim i zapewne pogruchotanoby mu wszystkie kości, gdyby nie był osłonięty tarczami. Jeden z tłumu stanął nawet na nim i wydawał rozkazy.
— Zamykajcie bramy! Ugotujcie smołę! Zgromadźcie kamienie ciężkie przy murach! Spychajcie drabiny, po których nieprzyjaciele wdzierają się do miasta!
Nareszcie mieszkańcy Baratarji odnieśli zwycięstwo nad wrogiem, rozległy się okrzyki radości; Sanczę podniesiono i winszowa-
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.