no mu szczęśliwego zakończenia srogiej walki.
Ale on czuł się jakby rozbitym i o żadnem zwycięstwie słuchać nie chciał.
— Dajcie mi się napić wina — jęknął. — A kiedy mu tarcze odwiązano, padł na swoje łóżko zemdlony.
Strwożyli się żartownisie, czy nie za daleko posunęli swoją wesołość i czy giermek życiem tego nie przypłaci. Wkrótce jednakże wróciła mu przytomność. Słabym głosem zapytał o godzinę. Kiedy się dowiedział, że niebawem dzień zaświta, powstał z łóżka, odział się w milczeniu i wolnym krokiem podążył do stajni. Nie obchodziło go wcale, że gromada ludzi szła za nim, ucałował czule swego osiełka i łzy puściły mu się z oczu.
— Chodź ze mną, stary przyjacielu! — rzekł do Burego — odkąd się z tobą rozstałem, znosiłem tylko przykrości i trudy. Rzućmy tę wielką wspaniałość, a szczęście do nas powróci.
Osiodłał osła, wgramolił się nań z trudem i prosił obecnych, żeby się rozstąpili, bo on chce odzyskać swobodę.
Proszono go, żeby zaniechał tego zamiaru.
Nie znacie Pansów — odparł — jak który z nich powie «nie!», to już nie — i dosyć.
Tłómaczono mu, że powinien z gubernatorstwa zdać rachunek. Na to odpowiedział.
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.