— Dobrze — odrzekł Don Kiszot — jako wierny rycerz, słowa dotrzymam.
Czytelnik odgadł już zapewne, że napastnikiem był Samson Karasko, ten sam, który niegdyś, jako rycerz Zwierciadlany, doznał klęski w spotkaniu z Don Kiszotem.
Zwyciężony bohater leżał kilka dni w łóżku. Pocieszał się myślą, że tylko zwierzę było powodem upadku, że nie on uległ dzielności przeciwnika, tylko Rosynant mu nie dopisał i że rok spokoju to przecież nie całe życie.
Czując polepszenie, pożegnał swoich nowych znajomych w Barcelonie, podziękował im za gościnność i za współczucie, jakie mu okazywali po nieszczęśliwej walce; następnie obaj z Sanczem dosiedli swoich wierzchowców i powrócili do domu.
Gospodyni i siostrzenica Don Kiszota z radością przyjęły powracającego, pielęgnowały go i cierpliwie słuchały jego opowiadań i projektów na przyszłość, bo błędny rycerz ciągle snuł projekty na przyszłość i wymyślał bohaterskie czyny, jakie obiecywał sobie wykonać.
Ale tak on jak i jego otoczenie niedługo się tem cieszyło, bo wkrótce chwyciła Don Kiszota złośliwa gorączka, która już mu nie pozwoliła wstać z łóżka.
Widząc, że koniec życia jego się zbliża
Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.