Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

wrogiej uciechy, która dochodzi niekiedy do potrzeby rozdrapania własnej rany, jakby przez chęć lubowania się swoim bólem, jak gdyby rzeczywiście w odczuwaniu całej wielkości swego bólu można było znajdować rozkosz. Myśl, że mogę kiedyś pożałować tego kąta, przerażała mnie: już wtedy przeczuwałem, jak potwornie ze wszystkiem oswajającą się istotą jest człowiek. Ale to było dopiero w przyszłości, a tymczasem teraz wszystko dokoła mnie było wrogie i straszne.... choć nie wszystko, ale tak mi się wówczas zdawało. Ta dzika ciekawość, z jaką oglądali mnie moi nowi towarzysze-katorżnicy, surowość ich obejścia z nowicyuszem-szlachcicem, który zjawił się w ich korporacyi, surowość, która niekiedy dochodziła niemal do nienawiści — wszystko to do tego stopnia zmęczyło mię, że sam już pragnąłem co prędzej roboty przymusowej, żeby co prędzej odrazu poznać i zgłębić całą moją niedolę, żeby zacząć żyć tak, jak wszyscy oni, żeby wejść coprędzej w jedną kolej z nimi. Rozumie się, że wówczas jeszcze nie spostrzegałem i nie podejrzewałem wielu rzeczy, które miałem tuż pod nosem; pomiędzy objawawami złowrogimi nie odgadywałem pocieszających. Zresztą widok kilku uprzejmych twarzy, z któremi w tych trzech dniach spotkałem się, na razie bardzo mię pokrzepił. Najłaskawszym i najbardziej uprzejmym dla mnie był Akim Akimycz. Między ponuremi i nienawistnemi twarzami reszty katorżnych nie