tęga. Stanowczo można twierdzić, że aresztant, który miał w katordze choć trochę pieniędzy, dziesięć razy mniej cierpiał od tego, który nie miał ich wcale, chociaż ten ostatni otrzymywał wszystko od rządu, i po co mu zatem pieniędzy? — jak rozumowała nasza władza więzienna. I znowu powiadam, że gdyby aresztanci pozbawieni byli wszelkiej możności mieć swoje pieniądze, toby albo dostawali obłąkania, albo marli jak muchy (pomimo że mieli wszystkie potrzeby zaopatrzone) albo by puścili się na niesłychane przestępstwa, — jedni z nudy, drudzy aby co prędzej śmierć ściągnąć na siebie albo w jakiś sposób „los odmienić“ (techniczne wyrażenie). Jeżeli zaś aresztant, zdobywszy krwawym potem swoją kopiejkę, albo też odważając się dla jej zdobycia na niezwykłe podstępy, połączone często ze złodziejstwem i oszustwem, zaraz potem trwoni ją niedorzecznie, z dziecinną bezmyślnością, to nie dowodzi to wcale, że on jej nie ceni, chociaż to tak wygląda na pierwszy rzut oka. Na pieniądze aresztant chciwy do szaleństwa i jeśli istotnie podczas hulania rzuca je jak trzaski, to rzuca je dla czegoś, co uważa za rzecz jeszcze wyższą o jeden stopień od pieniędzy. Cóż jest dla aresztanta wyższego od pieniędzy? Wolność, lub choćby tylko mara wolności. A aresztanci — wielcy marzyciele. Powiem coś o tem później, tu tylko wspomnę, że widziałem zesłanych „na dwadzieścia lat“ do katorgi, którzy bardzo
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/146
Ta strona została skorygowana.