przecież pysznił się swojem znaczeniem, co bardzo bawiło aresztantów.
Pierwsze jego zjawienie się w katordze było niezmiernie zabawne (jeszcze przed mojem przybyciem, ale mi opowiadano). Pewnego razu ku wieczorowi rozbiegła się nagle wieść w ostrogu, że przyprowadzono żydka, że golą go w kordegardzie i że niebawem się zjawi. Nie było jeszcze wtedy ani jednego żyda w kazarmie. Aresztanci oczekiwali go niecierpliwie i jak tylko wszedł na dziedziniec, natychmiast obstąpili. Podoficer poprowadził go do cywilnej kazarmy i wskazał miejsce na narach. W ręku Icek Bumsztein trzymał worek z danymi sobie rzeczami kaziennemi i zeswojemi własnemi. Przyszedłszy do nar, wlazł na nie, położył worek koło siebie, podgiął nogi pod siebie i siedział, nie śmiejąc podnieść oczu na nikogo. Dokoła niego rozlegał się śmiech i aresztanckie żarty, których przedmiotem było jego żydowskie pochodzenie. Nagle przez tłum przecisnął się młody aresztant, niosąc w ręku jakieś brudne, stare, porwane spodnie letnie z dodatkiem kaziennych onuczek. Usiadłszy koło Icka, uderzył go po ramieniu.
— No, przyjacielu, ja już tu szósty rok czekam na ciebie. Popatrz-no, wiele dasz za to? I rozłożył przed nim przyniesione łachmany.
Icek Bumsztein, który przy wejściu do ostroga tak był przelękły, że nawet oczu nie
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/197
Ta strona została skorygowana.