śmiał podnieść na tłum, co go szczelnie otoczył, na szydercze, straszne, piętnami oszpecone twarze, i który z przelęknienia nie zdołał jeszcze słowa przemówić — ujrzawszy zastaw, ocknął się i zaczął żwawo palcami przebierać w łachmanach. Wysunął je nawet ku światłu. Wszyscy czekali, co powie.
— Cóż, rubla srebrem dasz przecie? Wszak warto! — ciągnął dalej zestawiający, mrugając w stronę Icka.
— Rubla srebrem nie dam, a siedm kopiejek dać można.
I oto były pierwsze słowa, wypowiedziane przez Icka w ostrogu. Wszyscy aż się zatoczyli od śmiechu.
— Siedm! No, dawaj choć siedm! Ale pamiętaj, strzeż zastawu; głową mi za niego odpowiesz.
— Procentu trzy kopiejki, razem dziesięć — urywanym i drżącym głosem mówił dalej żydek, sięgając ręką do kieszeni po pieniądze i bojaźliwie spoglądając na aresztantów. I tchórzył straszliwie i chciało mu się interes załatwić.
— Trzy kopiejki procentu? co? chyba na rok?
— Nie, nie na rok, ale na miesiąc.
— Tęgiś, żydzie. A jakże cię tytułować?
— Isaj Fomicz.
— No, Isaj Fomicz, daleko ty u nas zajdziesz! Bądź zdrów.
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/198
Ta strona została skorygowana.