gu były awantury, to też przez złość zabronił przedstawienia. Teraz nie wiedzieliśmy wcale, czy wiedział co o teatrze, a jeśli wiedział, czy dał formalne pozwolenie, czy też postanowił tylko patrzeć przez palce, machnąwszy ręką na tę aresztancką zabawę, i zezwoliwszy na nią w milczeniu, pod warunkiem naturalnie, że wszystko się odbędzie w porządku. Myślę, że wiedział o teatrze, nie mógł nie wiedzieć; ale nie chciał się w to wdawać i zabraniać, rozumiejąc, że z zakazu może coś gorszego wyniknąć: aresztanci zaczną hulać, pić, więc daleko lepiej, że się czemś zajmą. Zresztą, domyślam się, że major tak rozumował, tylko dla tego, że to najprostsze i najrozsądniejsze rozumowanie. Można powiedzieć nawet, że gdyby aresztanci nie zamierzali podczas świąt grać teatru lub nie mieli jakiego podobnego zajęcia, to władzy wypadłoby je wymyślić. Ale ponieważ nasz plac-major odznaczał się wręcz odmiennym sposobem myślenia, to czuję, że biorę wielki grzech na siebie, przypuszczając, że wiedział coś o teatrze i pozwolił na przedstawienie.
Taki człowiek, jak plac-major, czuł potrzebę wszędzie kogoś przydusić, coś odjąć, kogoś pozbawić prawa; pod tym względem znany był w całem mieście. Co mu do tego, że w skutek tych dokuczań mogą wyniknąć zaburzenia w ostrogu? Na zaburzenia są kary (tak rozumują tacy jak nasz plac-major) a z łotrami aresztantami surowość i nieustanne
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/209
Ta strona została skorygowana.