kającą, i myślę, że to najlepsze jego określenie.
Mieściło się nas w ostrogu[1] prawie stale około półtrzecia sta ludzi. Jedni przybywali, drudzy kończyli karę, inni umierali. I kogo tu nie było! Myślę, że każda część, każda gubernia Rossyi miała swoich przedstawicieli. Byli inoplemieńcy, było między skazańcami kilku nawet kaukaskich górali. Podzieleni byli według stopnia przestępstw, a więc według liczby lat kary, naznaczonych za przestępstwo. Trzeba przypuścić, że nie było takiego przestępstwa, któreby tam nie miało swego przedstawiciela. Podstawę całej ludności więziennej stanowili cywilni przestępcy (silno katorżni — zamiast zsilno katorzni — jak się sami naiwnie nazywali). Byli to przestępcy zupełnie pozbawieni wszelkich praw, odcięte od społeczeństwa strzępy, z twarzą napiętnowaną, na wieczne świadectwo, że są wyrzutkami społecznymi. Przysyłano ich do ciężkich robót na ośm do dwunastu lat, a potem rozsyłano gdziekolwiek po wsiach sybirskich, jako posileńców. — Byli i przestępcy wojskowi, niepozbawieni praw swego stanu, jak w ogóle w rossyjskich rotach aresztanckich. Przysyłano ich nie na długo, a kiedy termin kary nadszedł, odsyłano tam, skąd przyszli, do sybirskich, linio-
- ↑ Zwykła nazwa podobnych więzień w Rossyi. (Przyp. tłóm.).