miejscu i nagle pewnego pięknego poranku znika, zostawiając żonę, dzieci i gminę, do której przypisany, bez wieści o sobie. Pokazywano mi w ostrogu jednego z takich zbiegów. Nie popełnił on jakichś szczególnych przestępstw, przynajmniej nic o nich nie było słychać, ale całe życie swoje spędził na włóczędze. Wszędzie bywał: i na południowej granicy rossyjskiej za Dunajem, i w stepie Kirgiskim i we wschodniej Syberyi i na Kaukazie. Kto wie, może wśród innych okoliczności stałby się jakim Robinsonem Kruzoe z namiętną żądzą podróżowania. Zresztą wszystko to mnie o nim inni mówili, sam on zaś rzadko w ostrogu rozmawiał, ograniczając się do rzeczy niezbędnych. Był to maleńki człowieczek, z pięćdziesiąt lat mający, nadzwyczajnie pokorny, z nadzwyczaj spokojną, bezmyślną, prawie idyotyczną twarzą. Latem lubił siedzieć na słońcu i zawsze bywało jakąś piosnkę mruczy pod nosem, ale tak cicho, że o pięć kroków, aż go nie słychać. Rysy jego twarzy były jak zdrętwiałe; jadał mało, najwięcej chleba; nigdy nie kupił sobie kołacza lub kieliszka wódki. I bodaj czy miał kiedykolwiek pieniądze i czy umiał je liczyć! Względem wszystkiego zachowywał się z całkowitym spokojem. Psom więziennym dawał niekiedy pokarm z rąk własnych, a u nas psów więziennych nikt nie karmił, i w ogóle Rossyanin nie lubi psów karmić. Mówiono, że był żonaty i to nawet powtórnie, że gdzieś żyły jego
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/243
Ta strona została skorygowana.