dostrzegałem nakoniec jakiejś biednej, odymionej jurty bajgusza[1]. spostrzegałem dymek, wychodzący z jurty, kirgizkę krzątającą się około swych dwóch baranów. Wszystko to biedne i dzikie, ale swobodne. Dojrzę jakiego ptaka w sinej dalekiej przezroczy i długo, uporczywie, śledzę lot jego; oto musnął falę, oto znikł w błękicie, oto znów ukazał się ledwie dostrzegalnym punkcikiem.... Nawet biedny suchotniczy kwiatek, który znalazłem w rozpadlinie kamienistego brzegu, i ten jakoś chorobliwie zatrzymał moją uwagę. Smutek, którego doznawałem w tym pierwszym roku katorgi, był nie do zniesienia ciężkim, rozdrażniał mię, czynił mię gorzkim, nie pozwalał mi wielu rzeczy widzieć w koło siebie. Zakrywałem oczy i nie chciałem się przypatrywać. Pośród towarzyszy moich, złych i nienawistnych katorżników, nie dostrzegałem ludzi dobrych, zdolnych i czuć i myśleć, pomimo wstrętnej skorupy, która ich zewnątrz pokrywała. Wśród jadowitych słów nie dostrzegałem nieraz słowa uprzejmego i łaskawego, które było tem droższe, że wypowiedziane bez wszelkich widoków, nieraz wprost z duszy, co może więcej od mojej wycierpiała i zniosła. Ale po co się nad tem rozwodzić?
- ↑ Jurtą nazywa się namiot u koczujących ludów syberyjskich; bajgusz — żebrak, kirgiz zubożały.