Nie wiedziałem, o co chodzi, aż do tej chwili. W owym czasie bywałem nieraz tak zagłębiony w samym sobie, że prawie nie spostrzegałem, co się wkoło mnie dzieje. A tymczasem już od trzech dni panowało w katordze głuche wzburzenie. Może się ono już i daleko wcześniej zaczęło, jak to później domyślałem się, przypomniawszy sobie niektóre rzeczy z rozmów aresztanckich, zdwojoną kłótliwość aresztantów, ponurość i szczególne rozdrażnienie, jakiem się odznaczali w ostatnich czasach. Przypisywałem to cięźkiej robocie, nudnym, długim dniom letnim, mimowolnym rojeniom o losach i życiu wolnem, krótkim nocom, nie dającym dość czasu do wyspania się. Być może, że to wszystko połączyło się teraz w jeden wybuch, ale pretekstem do wybuchu była — żywność. Już od kilku dni rozlegały się w kazarmach, a szczególnie w kuchni przy obiedzie i wieczerzy, głośne skargi i sarkania, aresztanci niezadowoleni byli z kucharzy, jednego z nich nawet zmienili, ale natychmiast nowego odpędzili i wzięli na powrót dawnego. Jednem słowem wszyscy byli dziwnie rozstrojeni.
W naszym ostrogu było kilku ludzi takich, którzy się tu dostali za pretensyę. Oni to się najwięcej burzyli. Takim był szczególnie Martynow, który służył kiedyś w huzarach, gorący, niespokojny i podejrzliwy człowiek, zresztą uczciwy i szczery. Drugim — Wasilij Antonow, człowiek bardzo rozwinięty,
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/286
Ta strona została skorygowana.