mny, nalegający, który zdawał się nie dopuszczać przeczenia.
— My tu o swoich sprawach, Aleksandrze Piotrowiczu, wy tu nie macie nic do czynienia. Idźcie gdziekolwiek, przeczekajcie...Oto wasi wszyscy na kuchni, idźcie tam.
— Pod dziewiąty filar, gdzie mieszka Antypka bezpięty! — dorzucił ktoś urąganie.
Przez otwarte okno kuchni dostrzegłem tam rzeczywiście naszych Polaków; zresztą zdało mi się, że tam prócz nich jest wiele ludu więziennego. Nie rozumiejąc jeszcze dobrze, o co chodzi, poszedłem do kuchni. Śmiech, urągania i wołanie: tiu! tiu! (które u aresztantów zastępowało gwizdanie) rozległy się w ślad za mną.
— Nie podobało się!... Tiu-tiu-tiu! Bierz go!...
Nigdy jeszcze dotychczas w ostrogu nie byłem tak obrażony i obraza ta bardzo ciężko mię dotknęła. Alem się nawinął w taką chwilę. W sieniach przed kuchnią spotkał mię T-wski, (Polak) młodzieniec silnego charakteru i wielkiego serca, bez wyższego wykształcenia, który niezmiernie kochał swego towarzysza B. Katorżnicy wyróżniali go z pomiędzy innych i poczęści nawet lubili. Był waleczny, odważny i silny i to się odbijało prawie w każdym jego ruchu.
— Cóż wy, Gorianczikow — zawołał do mnie: — chodź pan tutaj!
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/290
Ta strona została skorygowana.