gardy. Nie krzyknął on bynajmniej, ale ponieważ na niego wskazano, więc nie przeczył.
— Z sadła się wściekacie! — zawył w ślad za nim major. — Widzisz go, tłusta morda! Ja was tu wszystkich wyszukam! Wychodzić zadowoleni!
— Zadowoleni, wasze wysokobłagorodje — posępnie odezwało się kilkadziesiąt głosów; reszta uporczywie milczała. Ale majorowi tylko tego potrzeba było. Dla niego samego, widocznie, najwygodniej było zakończyć sprawę jak najprędzej i zakończyć jaką taką zgodą.
— A, teraz wszyscy zadowoleni! — odezwał się spiesznie. — Ja to wiedziałem.... To zaczynszczyki! Między nimi widocznie są zaczynszczyki! — ciągnął dalej zwracając się do Diatłowa: — trzeba to szczegółowo zbadać.
A teraz.... teraz czas na robotę. Bij w bęben!
Sam był obecny przy rozprowadzaniu partyj. Aresztanci w posępnem milczeniu rozchodzili się na roboty, radzi przynajmniej z tego, że prędzej z oczu zejść mieli. Ale zaraz po odejściu aresztantów major udał się do kordegardy i rozprawił się z „zaczynszczykami“, nie bardzo zresztą srogo. Spieszył się nawet. Mówiono mi potem, że jeden z nich prosił o przebaczenie, i major natychmiast mu przebaczył. Widać było, że major nie czuje się zupełnie spokojnym i że może nawet stchórzył. Pretensya jest to w każdym razie
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/296
Ta strona została skorygowana.