rzecz drażliwa, a choć skarga aresztantów właściwie nie mogła być nazwana pretensyą, bo przedstawiano ją, nie wyższej władzy, ale samemuż majorowi, przecież było to jakoś nieładnie. Szczególnie uderzało to, że wszyscy gromadnie powstali. Trzeba było w jakikolwiek sposób zatrzeć sprawę. Mniemanych podżegaczy wkrótce wypuszczono.
Od następnego dnia żywność się polepszyła, choć zresztą nie na długo. Major w pierwszych dniach potem częściej zaczął nawiedzać ostróg i częściej znajdował nieporządki. Nasz podoficer chodził zasmucony i zbity z tropu, zdawało się, że nie może wyjść dotychczas ź zadziwienia. Co się tyczy aresztantów, to długo jeszcze potem nie mogli się uspokoić, ale już nie burzyli się, jak dawniej, tylko w ich milczeniu widać było jakieś zaniepokojenie i troskę. Niektórzy zwiesili głowy, inni smutnie i niechętnie odzywali się o całej tej sprawie. Było wielu takich, którzy z pewnem rozjątrzeniem wyśmiewali się z siebie samych, jakby chcąc się ukarać za pretensyę.
— Na, weź bracie i pokosztuj! — odzywa się jeden.
— Gdzie ta mysz, coby kotowi dzwonek przywiązała? — robi uwagę inny.
— Naszego brata bez dębiny nie przekonasz, to wiadomo. Dobrze jeszcze, że nie wszystkich wysiekł.
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/297
Ta strona została skorygowana.