słańcy z przed dwudziestupięciu lat (dekabryści), którzy nas tu spotkali z głębokiem współczuciem i przez cały czas naszego zatrzymania się w Tobolsku mieli z nami stosunki, ostrzegali nas przed przyszłym naszym komendantem i obiecali zrobić wszystko, co mogą, przez ludzi znajomych, aby nas ochronić od jego prześladowania. W istocie trzy córki generał-gubernatora, które przyjechały z Rossyi i gościły wówczas u ojca, otrzymały od nich listy i mówiły, zdaje się, za nami. Ale cóż on mógł zrobić? Powiedział tylko majorowi, aby był cokolwiek oględniejszym.
O godzinie trzeciej popołudniu ja i mój towarzysz przybyliśmy do tego miasta (Omska) i konwojowi natychmiast poprowadzili nas do naszego władcy. Staliśmy w przedpokoju, oczekując go, a tymczasem posłano po więziennego podoficera. Gdy się ten zjawił, wyszedł i plac-major. Nalana krwią, pryszczowata i gniewna twarz jego wywarła na nas przygniatające wrażenie: istny pająk, podbiegający ku biednej muszę, która się dostała w jego pajęczynę.
— Jak się nazywasz? zapytał mego towarzysza. Mówił prędko, dobitnie, urywanym głosem i widocznie chciał wywrzeć na nas efekt.
— Tak a tak.
— A ty? — ciągnął, zwracając się ku mnie i wymierzając na mnie swoje okulary.
— Tak a tak.
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/314
Ta strona została skorygowana.