nim pracowali. Malowanie ciągnęło się przez miesiąc. Przez ten miesiąc major zupełnie zmienił opinię o wszystkich naszych (t.j. o politycznych przestępcach) i zaczął ich protegować. Doszło do tego. że pewnego razu wezwał do siebie z ostroga Ż-kiego.
— Ż-ki — powiedział do niego — skrzywdziłem ciebie. Kazałem cię obić daremnie, wiem o tem. Żałuję tego. Czy ty to rozumiesz? Ja, ja, ja. żałuję tego!
— Ż-ki odpowiedział — że rozumie.
— Czy pojmujesz to, że ja, ja, twój naczelnik, wezwałem cię do siebie po to, aby cię przeprosić. Czy ty to uczuwasz? Ktożeś ty wobec mnie? Robak! Mniej niż robak, aresztant! A ja z łaski Bożej[1] major. Major! Rozumiesz?
Ż-ki odpowiedział, że i to rozumie.
— Otóż teraz godzę się z tobą. Ale czy ty czujesz, czy uczuwasz to w całej pełni? Czyś zdolny pojąć to i odczuć? Wyobraź sobie tylko: ja, ja, major i t. d.
Sam Ż-ki opowiadał mi tę scenę. Przecież więc i w tym pijanym, głupim i nieporządnym człowieku było jakieś ludzkie uczucie. Biorąc na uwagę jego wyobrażenia i po-
- ↑ Wyrażenie dosłowne, którego zresztą w moich czasach używał nie sam major, ale i wielu innych mniejszych komendantów, szczególnie ci co wyszli z warstw niższych. (Przypisek autora).