sobie wyrzuty: zdawało mi się, żem zupełnie zobojętniał. Wielu aresztantów, spotykając mię na dziedzińcu w czas wolny, zawiązywało rozmowę ze mną, winszowali mi:“
— Otóż już wyjdziecie, batiuszka Aleksander Pietrowice, na słobodę, prędko, prędko. Zostawicie nas biedaków.
— A cóż, Martynow, a wy czy już prędko wyjdziecie? pytam w odpowiedzi.
— Ja? No, co tam mówić! Siedem lat jeszcze się przemęczę....
I westchnie, zatrzyma się, popatrzy roztargnionym wzrokiem, jakby zaglądając w przyszłość.... Tak, wielu szczerze i radośnie mi winszowało. Zdawało mi się, że wszyscy zaczęli się uprzejmiej obchodzić ze mną. K-czyński, Polak i szlachic, spokojny i dobry młodzieniec, podobnie jak i ja, lubił w czas wolny chodzić dużo po dziedzińcu. Chciał on czystem powietrzem i ruchem ocalić zdrowie i zrównoważyć zły wpływ dusznych nocy w kazarmach. „Niecierpliwie oczekuję pańskiego wyjścia, powiedział mi z uśmiechem, spotkawszy się ze mną na przechadzce; — pan wyjdziesz i ja już wtedy będę wiedział, że równo rok jeszcze pozostanie mi do wyjścia.“
Nawiasem muszę dodać, że w skutek ciągłych rojeń i długiego odwyknienia, wolność w ostrogu u nas wydawała się czemś większem od rzeczywistej wolności, to jest tej, do której wzdychano. Aresztanci mieli
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/329
Ta strona została skorygowana.