cowali w warstatach, odrzucali od rządowych budynków śnieg, nawiany buranami, palili, tłukli alabaster i t. d. Dzień zimowy był krótki; praca kończyła się prędko i cały nasz lud wracał wcześnie do ostrogu, gdzie nie miałby nic wcale do roboty, gdyby mu się nie zdarzało mieć jakiej własnej roboty. Ale własną pracą zajmowała się może tylko trzecia część aresztantów; inni zbijali bąki, włóczyli się po wszystkich kazarmach ostrogu, łajali się wzajem, snuli intrygi, wyprawiali historye, upijali się, jeżeli tylko zkądkolwiek choć trochę nasunęło się pieniędzy; po nocach zgrywali się do ostatniej koszuli, ale wszystko z nudy, z próżniactwa, dla zabicia czasu. Później poznałem, że w życiu katorżnem, oprócz pozbawienia wolności i pracy przymusowej, jest jeszcze jedna męka bodaj czy nie cięższa od innych. Tą męką — „przymusowe wspólne pożycie“. Wspólne pożycie jest niewątpliwie i w innych miejscach, ale do ostrogu dostają się ludzie, z którymi nie każdemu chciałoby się zżywać i jestem pewny, że każdy katorżnik uczuwał tę mękę, chociaż może po większej części nieświadomie.
I strawa z początku wydała mi się dość znośną. Aresztanci zapewniali, że tak dobrej nie ma w aresztanckich rotach Rossyi europejskiej. Nie będę o tem wyrokował, bom tam nie był. Wielu przytem mogło mieć własną żywność. Wołowina płaciła się u nas funt po groszu, latem trzy kopijki. Ale własny wikt
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/44
Ta strona została skorygowana.