— Taki.
— Jakiż taki?
— Jednem słowem taki.
— Ale jaki?
Wpili się w oczyma w siebie. Tłuścioch czzekał odpowiedzi i ścisnął kułaki, jakby gotów natychmiast rzucić się do bójki. Myślałem, że naprawdę nastąpi bójka. Wszystko to było dla mnie nowością i ciekawie patrzyłem na tę scenę. Później przekonałem się, że wszystkie podobne sceny były bardzo niewinne i odgrywały się, jak w komedyi, dla uciechy publiczności; do bójki zaś prawie nigdy nie dochodziło.
Wysoki areszt ant stał spokojnie i wspaniale: czuł, że na niego patrzą i czekają, czy się zbłaźni odpowiedzią, czy nie; czuł, że trzeba było utrzymać się przy swojem, dowieść, że jest rzeczywiście ptakiem i powiedzieć, jakim mianowicie ptakiem. Z niewypowiedzianą pogardą spojrzał z ukosa na swego przeciwnika, starając się na domiar obrazy popatrzeć na niego przez ramię, z góry na dół, jak na owad jakiś i wymówił powoli i wyraźnie:
— Kagan!
Znaczyło to, że on jest ptak kagan. Grzmiąca salwa śmiechu powitała pomysłowość aresztanta.
— Padlec ty, ale nie kagan! — zaryczał tłuścioch, poczuwszy, że pobity został na wszystkich punktach i wpadłszy w ostateczną wściekłość.
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/48
Ta strona została skorygowana.