Ale jak tylko zwada stawała się groźną zuchów natychmiast osadzono na miejscu.
— Co tam za wrzask podnieśli! — zawołała na nich cała kazarma.
— A wy już lepiej pobijcie się, niżeli tak drzeć gardło — krzyknął ktoś z kąta.
— Poczekaj, pobiją się! — zabrzmiała odpowiedź z tłumu. — U nas lud dzielny, zaczepny; siedmiu jednego nie boimy się....
— A i oba są dobrzy! Jeden za funt chleba dostał się do ostroga, drugi śmietanę babie z garnka wyjadł, i chwycił za to knuta.
— No, no, no! Dosyć tego — zawołał inwalid, który mieszkał w kazarmie dla utrzymywania porządku i sypiał w kącie na osobnym tapczanie.
— Woda, dzieci! Newalid Piotrowicz zbudził się! Newalidowi Piotrowiczowi, rodzonemu bratu!
— Brat... Co ja tobie za brat? Rublaśmy razem nie przepili, a brat! — mruczał inwalid, naciągając szynele na rękawy.
Gotowano się do sprawdzenia; zaczęło świtać; w kuchni skupił się gęsty tłum aresztantów, przez który trudno się było przecisnąć. Aresztanci w swoich półkożuszkach i dwubarwnych czapkach gromadzili się koło chleba, który krajał im jeden z kaszowarów (kucharzy). Kaszowarów obierała spółka aresztancka, do każdej kuchni po dwóch. U nich też przechowywał się nóż kuchenny
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/49
Ta strona została skorygowana.