— Napiłbym się herbaty, ale wstyd mi prosie; my z ambicyą! — powiedział aresztant z grubą wargą, dobrodusznie patrząc na nas.
— Jeżeli chcecie, to wam dam — zwróciłem się z zaproszeniami do aresztanta, który się przymawiał. — Cóż, macie ochotę?
— Czy mam ochotę? Ale i jaką jeszcze ochotę! — I podszedł do naszego stołu.
— Widzisz go, w domu łapciem kapuśniak łykał, a tu do herbaty się dobrał; pańskiego picia się zachciało — przemówił chmurny aresztant.
— A czyż tutaj nikt nie pije herbaty — spytałem. Ale on nie raczył mi odpowiedzieć.
— Oto i kołacze niosą. Uczęstujcież i kołaczykiem.
Wniesiono kołacze. Młody aresztant niósł całą wiązkę i sprzedawał obchodząc ostróg. Kałasznica ustąpiła mu dziesiący kołacz i na ten zysk on liczył.
— Kołacze, kołacze — wołał wchodząc do kuchni — moskiewskie, gorące! Sambym jadł, ale pieniędzy nie mam. No, dzieci, ostatni kołacz został: który z was miał matkę?
To odwołanie się do macierzyńskiej miłości rozśmieszyło wszystkich i wzięto u niego kilka kołaczy.
— A co, bracia — powiedział — wszak ten Gazin dohula się dzisiaj do grzechu! Dalipan! I w porę hulać mu się zachciało. A nuż ośmiooki przyjedzie.
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/67
Ta strona została skorygowana.