było konieczną potrzebą życia w katordze; że oprócz tego aresztant namiętnie lubi pieniądze i ceni je nad wszystko, prawie na równi z wolnością, i że już uszczęśliwiony, jeśli mu one brzęczą w kieszeni. Przeciwnie, gdy ich nie ma, ogarnia go smutek, niepokój, upada na duchu, jest w rozpaczliwem usposobieniu, i wtedy gotów jest kraść, gotów na wszystko, byle ich dostać! Ale nie zważając na to, że pieniądze w ostrogu były tak wielkim skarbem, u szczęśliwca, który je posiadł, nigdy się nie zależały. Naprzód trudno je było tak ukryć, aby ich nie ukradziono, lub nie odebrano. Jeżeli spadła niespodziewana rewizya i major doszukał się pieniędzy, natychmiast je zabierał. Co z niemi robił? czy używał ich na ulepszenie aresztanckiej żywności? to wiem przynajmniej, że jemu je oddawano. Ale najczęściej kradziono pieniądze; nikomu nie można było zaufać. Później znalazł się i u nas zupełnie bezpieczny sposób przechowywania pieniędzy. Oddawano je do przechowania pewnemu starcowi, starowiercowi, który przybył do nas ze słobód starodubowskich, i należał do tak zwanych Wietkowców.... Ale nie mogę się oprzeć chęci powiedzenia o nim słów kilku, chociaż odrywam się od głównego toku opowiadania.
Był to staruszek sześćdziesięcioletni, maleńki, siwiutki. Postać jego z pierwszego wejrzenia silnie mię uderzyła. Nie był ani trochę podobny do innych aresztantów. W jego
Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/71
Ta strona została skorygowana.