Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

Zdawałoby się, że ze swego stanowiska ten postępek i „męki“, które były jego następstwem, powinienby był uważać za czyn wielki. Ale jakkolwiek starałem się spojrzeć w głąb jego duszy, jakkolwiek go studyowałem, nie mogłem w nim znaleźć ani odrobiny próżności lub dumy. Mieliśmy w ostrogu i innych starowierców, po większej części Sybiraków. Byli to ludzie bardzo rozwinięci, chłopy chytre, nadzwyczaj biegli w Piśmie św., trzymający się litery i na swój sposób wielcy dyalektycy; ludzie pyszni, zarozumiali, złośliwi i nietoleranci w najwyższym stopniu. Zupełnie innym był ów starzec. Oczytany w Piśmie św. więcej może od nich, usuwał się od sporów. Usposobienie miał nadzwyczaj towarzyskie. Był wesoły, często śmiał się, nie tym grubym, cynicznym śmiechem, jakim śmiali się katorżnicy, ale jasnym, cichym, w którym wiele było dziecinnej prostoty, który wybornie przystawał do siwych włosów. Może się mylę, ale zdaje mi się, że po śmiechu można poznać człowieka i jeśli przy pierwszem spotkaniu z człowiekiem zupełnie nieznajomym, jego śmiech przyjemne sprawia wrażenie, to śmiało można utrzymywać, że to dobry człowiek.
W całym ostrogu staruszek pozyskał powszechne poważanie, którem bynajmniej się nie chełpił. Aresztanci nazywali go dziaduniem, dieduszka, i nigdy go nie krzywdzili. Zrozumiałem po części, jak mógł wpływ wy-