Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

ślad w ślad za swoim pijanym pryncypałem, chodzić z kazarmy do kazarmy i z całej mocy rzępolić na skrzypicy. Na twarzy jego często malowała się nuda i zmęczenie. Ale okrzyk: „graj. pieniądze! wziął“ zmuszał go znowu rzępolić i rzępolić.
Aresztant, zaczynając hulankę, mógł być pewnym, że jeśli się bardzo upije, to nad nim niewątpliwie rozciągną opiekę, w czas spać ułożą, a gdyby się zwierzchność zjawiła, gdziekolwiek ukryją, i to zupełnie bezinteresownie. Z drugiej strony podoficer i inwalidzi, mieszkający w ostrogu dla dozoru, mogli być zupełnie spokojni, że pijany nie przyczyni im kłopotu: nad nim czuwała cała kazarma, i gdyby zaczął rozbijać, buntować się, natychmiast by go uśmierzono, a w razie potrzeby nawet związano. Dla tego niższe władze w ostrogu patrzały na pijaństwo przez palce, nie chciały zwracać na nie uwagi. Wiedziały one bardzo dobrze, że gdyby wzbroniono wódki, byłoby jeszcze gorzej. Ale zkąd się brała wódka?
Kupowano ją w samym ostrogu, u tak zwanych „całowalników,“ t. j. szynkarzy. Było ich kilku i handel swój prowadzili nieustannie i z powodzeniem, pomimo, że pijących i „hulających“ było wogóle nie wielu, ponieważ hulanie wymagało pieniędzy, a aresztanckie pieniądze nie łatwo się zdobywały. Handel ten zaczynał się, rozwijał i kończył dość oryginalnym sposobem. Przypuśćmy, że jakiś