Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/101

Ta strona została skorygowana.

istotnie coup-de-maitre, gdyby on był wywnioskował to, co ja, i postąpił odpowiednio.
— A coby on też zrobił, gdyby nas schwytał?
— Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dopuściłby się zbrodniczego zamachu względem mnie. Ale w tę grę zabawić się może dwóch. A teraz pytanie, czy zjemy tutaj przedwczesne śniadanie, czy też zechcemy narazić się na konanie z głodu, zanim dotrzemy do bufetu w Newhaven.
Tej samej nocy pojechaliśmy do Brukselli, gdzie spędziliśmy dwa dni, trzeciego zaś udaliśmy się do Strasburga. W poniedziałek rano Holmes zatelegrafował do policyi londyńskiej, a wieczorem zastaliśmy odpowiedź w hotelu. Holmes rozerwał telegram, przeczytał i, klnąc, cisnął go o ziemię.
— Powinienem był się domyśleć — mruknął. — Uciekł!
— Moriarty!
— Schwytali całą bandę, za wyjątkiem jego. Wymknął im się. Oczywiście, gdym ja wyjechał, nikt nie mógł z nim się mierzyć. Ale zdawało mi się, że dałem im w ręce wszystkie karty. Watson’ie, słuchaj, zdaje mi się, że lepiej będzie jak powrócisz do Anglii.
— Dlaczego?
— Dlatego, że będę teraz niebezpiecznym towarzyszem. Ten człowiek został pozbawiony zajęcia. Jeśli powróci do Londynu, jest zgubiony. O ile osądzam go trafnie, wysili on teraz całą swoją energię, by się zemścić na mnie. Dał mi to do zrozumienia podczas naszej krótkiej rozmowy i myślę,