Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/103

Ta strona została skorygowana.

tylko uśmiechał się do mnie z miną człowieka, który patrzy na spełnienie się tego, czego się spodziewał.
Niemniej jednak, pomimo tej czujności, nie był bynajmniej przygnębiony. Przeciwnie, nie przypominam sobie, żebym go widział w takim świetnym humorze; a przytem ciągle powracał do tego, że gdyby mógł być pewien, iż społeczeństwo zostanie uwolnione od profesora Moriarty’ego, zakończyłby z ochotą swoja karyerę.
— Myślę, że mogę ze spokojnem sumieniem powiedzieć, Watsonie, iż nie żyłem zupełnie napróżno — mówił. — W tysiącu wypadkach przeszło nie sądzę, żebym kiedykolwiek użył na złe swych zdolności. Ostatnimi czasy pociągały mnie bardziej zagadnienia, jakich dostarcza przyroda, niż te, powierzchowniejsze, za które odpowiedzialny jest sztuczny stan naszego społeczeństwa. Pamiętniki twoje, Watson’ie, zakończą się w dniu, w którym uwieńczę swoją karyerę pochwyceniem lub zgładzeniem najniebezpieczniejszego w Europie zbrodniarza.
Będę zwięzły lecz ścisły w tem, co mi pozostaje jeszcze do powiedzenia. Nie jest to przedmiot miły dla mnie, lecz świadomy jestem, że obowiązek nakazuje mi nie opuszczać żadnego szczegółu.
W dniu 3-m maja stanęliśmy w wiosce Meiringen, gdzie zamieszkaliśmy w hotelu Englischer Hof, utrzymywanym wówczzs przez Piotra Steilera starszego. Nasz gospodarz był człowiekiem inteligentnym i mówił doskonale po angielsku, gdyż służył przez trzy lata jako garson, w hotelu Grosvenor w Londynie. Za jego poradą wyruszyliśmy po południu dnia 4-go, z zamiarem wejścia na wzgórza i