Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/116

Ta strona została skorygowana.

spojrzenie odwrócił się i wnet zaokrąglone plecy jego oraz białe faworyty znikły w tłumie.
Obejrzenie domu pod nrem 427 przy Park Lane mało się przyczyniło do wyjaśnienia zagadki, która mnie zajmowała. Dom oddzielony był od ulicy nizkim murem i kratą, wysokości jakich pięciu stóp. Każdy z łatwością tedy mógł dostać się do ogrodu, lecz okno było zupełnie niedostępne, gdyż nie dostrzegłem ani rynny, ani nic takiego po czem możnaby wejść na górę.
Zamyślony, zwróciłem kroki ku Kensington. Zaledwie znalazłem się w swoim gabinecie, służąca weszła z oznajmieniem, że ktoś chce się ze mną widzieć. Ku niemałemu zdumieniu swemu ujrzałem przed sobą owego starego garbatego zbieracza książek, który dźwigał z jaki tuzin tomów.
— Pan jest zdumiony moim widokiem — odezwał się skrzeczącym głosem.
Przyznałem, że tak jest istotnie.
— Otóż ja mam sumienie, proszę pana, a widząc, że pan wchodzi do tego domu, pomyślałem sobie, iż należy wejść także i przeprosić pana. Bo chociaż byłem trochę szorstki w obejściu, ale nie miałem nic złego na myśli i jestem panu bardzo wdzięczny, że pan podniósł moje książki.
— Taka drobnostka, niewarto mówić — odparłem. — A czy wolno zapytać zkąd pan wiedział kim jestem?
— Jestem, za przeproszeniem, sąsiadem wielmożnego pana; znajdzie pan moją księgarenkę na rogu ulicy Church; będę bardzo szczęśliwy, jeżeli pan kiedy do mnie zajrzy. A może pan sam też zbiera?...