Strona:PL Doyle, tł. Neufeldówna - Z przygód Sherlocka Holmesa.pdf/137

Ta strona została skorygowana.

— Podchodziłam tylko na klęczkach, tak, jak mi pan zalecił.
— Doskonale. Sprawiła się pani bardzo dobrze. Czy pani wie dokąd poleciała kula?
— Wiem. Obawiam się, że popsuła to śliczne popiersie, bo przeszła prosto przez głowę i spłaszczyła się na ścianie. Podniosłam ją z dywanu. Oto jest!
Holmes pokazał mi ją.
— Kula rewolwerowa, jak widzisz. Pomysł genialny... bo kto mógłby się spodziewać, że taka kula pochodzić będzie ze strzelby? Doskonale pani Hudson, jestem pani bardzo wdzięczny za pomoc. A teraz, Watson’ie, niechże cię znów ujrzę w twojem dawnem krześle, bo jest kilka punktów, o których chciałbym z tobą porozmawiać.
Zrzucił długi surdut, ubrał się w szary szlafrok, który zdjął ze swego sobowtóra i był już teraz zupełnie dawnym Holmes’em.
— Nerwy starego żołnierza nie osłabły, a oczy nie utraciły bystrości — rzekł ze śmiechem, oglądając strzaskane czoło swego popiersia.
— Prosto w sam środek tyłu głowy i przez mózg na wylot... Najlepszy z niego był strzelec w Indyach, a spodziewam się, że mało jest lepszych w Londynie. Czy słyszałeś już kiedy jego nazwisko?
— Nie, nigdy.
— Ot, masz, co znaczy sława! Ale, jeśli dobrze pamiętam, toś ty nie słyszał również nazwiska profesora Jakóba Moriarty’ego, który miał jeden