Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/101

Ta strona została skorygowana.

pierwszemu wschodowi nad wyludnioną ziemią. Ludzkość zginęła, zgasła w ciągu jednego dnia, ale planety krążą dawnemi drogami, na morzach przypływ zmienia się z odpływem, wichry szumią wśród drzew, i nic nie zmieniło się w Przyrodzie, która zdaje się służyć tej drobnej amebie, jakby nie pamiętając o tym, co zwał się panem stworzenia i obecnością swoją zaszczycał lub unieszczęśliwiał ten świat. Na podwórzu leży Austin, blady i sztywny, a w ręku wciąż jeszcze ściska gumowego węża. Cała ludzkość uosabia się w tej napół śmiesznej, napół tragicznej postaci, spoczywającej bezsilnie obok maszyny, którą niegdyś zbudowała.
Na tem urywają się moje notatki. Szybkość, z jaką rozwinęły się późniejsze wrażenia, uniemożliwiła mi ich zapisywanie, ale z taką wyrazistością wyryły się w mej pamięci, że nie ominę w ich opisie ani jednego szczegółu.
Duszność, jaka ścisnęła mię ze gardło, kazała mi spojrzeć w stronę cylindrów. Godzina naszej śmierci była już bliską, w nocy Challenger odkręcił widocznie kran czwartego cylindra; obecnie już i ten się wypróżnił. Okropne uczucie dławienia było coraz silniejszem, podbiegłem do ostatniego cylindra i otworzyłem go. W chwili, gdym to czynił, błysnęła mi myśl, że gdybym się wstrzymał, towarzysze moi we śnie pożegnaliby się z życiem.